Dziś wybrałam się na brooklińską plażę - Brighton Beach. Jest tu baaaardzo dużo Rosjan. Gdzie się nie obejrze każdy rozmawia po rosyjsku, a nad sklepami widnieją szyldy z napisami w tym języku. Na samej plaży spotkałam Sanjo - Indyjczyka. Rozmawiałam z nim chyba z pół godziny spacerując po molo. Zaczęło się od pytania czy mam zasięg w telefonie, a potem oczywiście skąd jestem bla, bla, bla...
Okazało się, że ma własny zespół, jest muzykiem, gra na trzech instrumentach i śpiewa. Dał mi swoją wizytówkę i prosił o kontakt, ale gdybym odzywała się tak do każdego kto mnie zaczepia na ulicy to nie miałabym czasu na nic:) Kiedyś zagadał mnie też stary dziadek. Miał na imię Cezar i pochodził z Argentyny. Wziął mnie właśnie za Rosjankę,a gdy dowiedział się, że jestem Polką bardzo się wypyywał o Polskę, bo tak jak mówił nigdy tam nie był. Zapraszał mnie do siebie do Argentyny w zamian za gościnę w Polsce. Przez ostatnie dwadzieścia lat odwiedził dwadzieścia krajów. Co roku wyjeżdż gdzie indziej i tak jak stwierdził w jego wieku zostało mu już tylko robić to na co nie miało się czasu w młodości:) Bardzo pozytywnie nastawiony do życia człowiek, to mi się podoba!
Dwa dni później wybrałam się na kolejną plażę. Spędziłam w subway'u ponad godzine i wszystko byłoby super gdyby nie zepsuta klimatyzacja!!!. Nie dość, że na zewnątrz było chyba ze 100 stopni to jeszcze w wagonie, gdzie panował ścisk i duchota, nie miałam gdzie usiaść... Na miejscu kiedy już rozbiłam się na piasku i miałam wejść do wody, zaczęło się chmurzyć... Nie minęło pół godziny jak zbierałam się do domu.